
ostatnie prawdziwe królestwo -
- Suazi i wielki sąsiad-
- Republika
Południowej Afryki
W Soweto mieszkamy w dzielnicy Orlando West, jakieś 100m od domu Nelsona Mandeli. To tu spędził swoje ostatnie lata przed aresztowaniem w 1962r. i osadzeniem w więzieniu na 27lat. Soweto to akronim i aktualna nazwa tzw. South Western Townships, czyli dzielnicy ludności czarnoskórej, utworzonej na przedmieściach Johannesburga celem odizolowania ich od pozostałych dzielnic. Takich "townships" dookoła Jo-burga jest więcej i do dziś nie zmieniły się znacząco od lat ich utworzenia. Mimo obalenia apartheidu do rzadkości należą przypadki zamieszkiwania ich przez ludność białą, a i obecnie raczej ze względów ekonomicznych ludność czarnoskóra nie kwapi się do przeprowadzek do "suburbs", czyli przedmieść zamieszkiwanych raczej przez klasę wyższą. Ten ekonomiczny apartheid będzie się pewnie jeszcze długo utrzymywał, bo rozwarstwienie społeczne ze względu na dochody w RPA nie odbiega znacznie od innych krajów afrykańskich. Suburbs to raczej określenie kwartałów domów jednorodzinnych zamieszkałych przez tych, którym cenzus majątkowy nie jest straszny. Charakteryzują się ponadnormatywnymi zabezpieczeniami - wysokie mury, drut kolczasty pod prądem, monitoring i bramy wjazdowe, jak do więzienia.
Będąc w Pretorii mieliśmy okazję mieszkać w Guesthousie mieszczącym się w takiej właśnie dzielnicy. Ludzie czują się tu bezpieczni. Tylko czym jest to bezpieczeństwo, jeśli po zmroku nikt nie odważy się wyjść nawet do sklepu na sąsiedniej ulicy? Brama po automatycznym zamknięciu aktywuje elektryczne zasieki, zainstalowane na trzymetrowym murze, a kamery i czujniki obserwują każdego zbliżającego się w okolice domu. Domownicy niczym więźniowie odizolowani od świata zewnętrznego siedzą tak, by móc wyjść do pracy, szkoły następnego dnia. Tak wygląda bezpieczne życie w suburbs, dlatego nie dziwi fakt, że coraz więcej Białych emigruje do Australii, Dubaju, czy jeszcze gdzie indziej…
Takich townships, jak Soweto jest w RPA sporo… Są dobrym przykładem odzwierciedlającym zjawisko ekonomicznej segregacji. W tym podjohannesburskim, liczącym 2mln ludzi mieście gościmy u Dolly Hlophe, która w swoim domku, opuszczonym teraz przez wnuki i dzieci zorganizowała kwatery dla takich przyjezdnych, jak my. Dolly wybudowała domek dwa lata po powstaniu w Soweto, czyli w roku 1978. Zamieszki te były chyba największym zrywem w historii walki z apartheidem.
Dolly była jednym z ich uczestników. To ona stanęła razem ze studentami i uczniami liceum by zademonstrować swój protest wobec polityki segregacji rasowej, była świadkiem śmiertelnych pobić, jakich podczas pacyfikacji dopuszczała się policja rasowa. Dokładnie wiedziała, co się o tym sądzi po obu stronach barykady, bo pracowała wtedy w lokalnym oddziale Sunday Timesa. Dziś wspomina, jak zmieniło się życie w Soweto od tamtego czasu…
To, z czego RPA jest "słynna", to wszechogarniająca przestępczość, toteż dlatego próbujemy zgłębić temat pytając również o to Dolly. Okazuje się, że źródło tego niechlubnego zjawiska nie tkwi w plemionach zamieszkujących ten kraj od dawna, a raczej jest skutkiem prowadzonej w latach dziewięćdziesiątych bardziej otwartej polityki imigracyjnej oraz poluzowania kontroli granic. Efektem tego był i, wciąż jest, niekontrolowany napływ emigrantów z Zimbabwe, Somalii, Nigerii, Mozambiku, czy innych krajów Afryki południowej i środkowej. Dla nas ci ludzie są nie do rozpoznania, natomiast dla lokalnych owszem, czasem nawet zanim się odezwą, można domyśleć się, że nie są to członkowie lokalnych plemion Zulusów, czy Xhosa. Po przedostaniu się przez granicę nie mają ani miejsca do osiedlenia się, ani pracy, dołączają do diaspor, które już jakoś zorganizowały się na miejscu. To właśnie te grupy różnej maści emigrantów są źródłem napadów, rabunków i pospolitych kradzieży. Oczywiście najłatwiejszym i najpewniejszym celem są Biali ze względu na ich pozycję w społeczeństwie. Skutek tego jest taki, że najniebezpieczniejszymi miejscami jest centrum Johannesburga, zwłaszcza miejsca przesiadkowe, okolice hoteli, gdzie po prostu bandyci czekają na ofiary. Znamiennym przykładem jest opuszczony w centrum miasta hotel Carlton oraz dwa najwyższe budynki, wcześniej zajmowane przez różne korporacje. Po prostu najemcy przenieśli się poza centrum miasta, gdzie nie można było już normalnie pracować. Nie jest to jednak reguła, w wielu miejscach RPA jest naprawdę spokojnie i warto przyjrzeć się szczegółom, nim pośle się w świat przekaz o przestępczości w Południowej Afryce.

































