
Między Karakorum, a Himalajami -
- Dolina Nubry
KhardungLa, przełęcz do niedawna uważana za najwyżej położoną przejezdną na świecie, nie jest drogą wśród gór, jest zjawiskiem estetycznym, emocjonalnym i klimatycznym… Po przejechaniu przewyższenia prawie 2km i wyjściu z busika czuje się to o czym tyle teoretyzuje się na lekcjach geografii – chłód poparty rześkim uderzeniem powietrza, wtedy dopiero na myśl przychodzi to obniżenie temperatury o 0,6st. Przy każdych 100m… Wrażenie raczej jakby pewien mozolny, z trudem wspinający się wagonik kolejki linowej dowiózł mnie na wysokoś 5360m (wcześniej oficjalnie podawano 5600m), niż busik relacji Leh-Diskit..
Gdyby nie fakt wcześniejszych podróży po Ladakhu i pewne obycie, niejeden z nas zrezygnowałby z kontynuowania busikowej wspinaczki po kolejnej mijance na drodze szerokości naszych polnych szutrów z lokalnymi ciężarówkami, które niczym niepodlegające prawom grawitacji lewitują na jednym kole podczas wymijania naszego busika. To samo tyczy się naszego wehikułu, którego kół, całe szczęście nie widzimy, ale widok kilkusetmetrowych przepaści pod naszymi głowami pozostawia tylko pole do popisu naszej wyobraźni, czy jeszcze jedziemy, czy zaraz spadniemy… Pierwsze odgłosy przerażenia powoli zastępuje milczenie i dokładne miarkowanie każdego ruchu kierowcy, pokonywania każdego kolejnego wirażu, za którym w każdej chwili może wyłoni się samochód, ciężarówka, czy nawet motocykl, który znów zmusi nas do karkołomnego „poszerzania” drogi by każdy mógł pojechac w swoją stronę. Doznania, jakie zapewnia nam ruch kołowy na KhardungLa mieszają się z bajkową grą światłocienia gór poprzecinanych kanionami zakończonymi oazami w dolinkach śródgórskich. Z jednej strony przełęczy taką oazę wypełnia stolica Ladakhu, Leh, z drugiej osada Khardung. Słowo oaza samo ciśnie się na język. To pewnie przez tą wszechogarniającą pustkę i surowośc otaczających gór, pokrytych na każdej wysokości kamieniami, zmieniającymi tylko swoją wielkośc. Jest to rzeczywista pustynia kamienista, zwłaszcza biorąc pod uwage sumę rocznych opadów, jak i niski poziom wilgotności powietrza. Widziane z wysokości 1-2km nieliczne skupiska roślinne, wyglądają, jak zielone plamki, a kontrastując z otaczającą barwą wypłowiałych piargów i zboczy przypominają oazy, między którymi wędrują ladakhijscy nomadowie, kiedyś na mułach i osiołkach, dziś, coraz częściej ciężarówkami…
Niestety KhardungLa jest również punktem strategicznym militarnie, co skutkowało wybudowaniem kilku ohydnych blaszanych wojskowych baraków, jakiegoś masztu i paru garaży, co tworzy kompozycję przypominajacą raczej wirtuozerie radzieckiego posterunku wojskowego na dalekiej północy na Nowej Ziemi. Oczekiwałoby się raczej czegoś mniej kontrastującego po tak spektakularnym miejscu, otoczonym widokami, za które człowiek dziękuje Bogu, że wynalazł zmysł wzroku…
KhardungLa to przedsmak tego, co czeka szczęśliwców, którzy dotrą do doliny Nubry. Otóż, po którymś już zakręcie, nagle wyłania się pejzaż zupełnie nieoczekiwany. To widok z wysokości kilkuset metrów całej okazałości Doliny Nubry, a nieprzeciętnośc tego objawia się połączeniem stromych gór okalających zupełnie płaską dolinę poprzecinaną na różne sposoby wstęgami siwobeżowej rzeki, która wije się to z lewej, to z prawej strony pozostawiając miejsce roślinności, której akurat tam pozwoliła się zadomowic. Nie wiedziec dlaczego dno tego płaskowyżu zmienia się raz w pustynię, (tak, tak, wygląda to, jak olbrzymie plaże), raz w skąpy las, a wszystko co rusz przecina Shyok, czyli, po naszemu, Nubra. Niebo swą głębią koloru dodaje uroku rozgrzanemu piaskowi przepasanego zielonością lokalnych traw, krzaczków i nielicznych drzew. A śnieżnobiałe lodowce potwierdzają wyjątkowość tej scenerii…
Widok, zwłaszcza z dużej wysokości przypomina raczej makietę, na której architekt skrzętnie pozaznaczał nieużytki rolne, miejsca do zasiedlenia, rzeki i potoki. Makieta jednak wraz z powolnym unoszeniem wzroku zaczyna nas przewyższac i wprawia w pewną wątpliwość, czy oby nie jesteśmy częścią jakiegoś gigantycznego wydarzenia multimedialnego, a ktoś chcąc z nas zadrwic umieścił nad nami ośnieżone szczyty sześcio-siedmiokilometrowych gigantów Karakorum…















