
Drugi chrześcijański kraj na swiecie - Etiopia
Bez wahania mogę powiedzieć, że jest to najbardziej fascynujący i wyjątkowy kraj Afryki.
Jako kraj, który nigdy nie był kolonią (poza sześcioletnią okupacją w latach trzydziestych przez Włochów), zachował swoją odrębność, niewzruszoną kulturę i jest jedynym przykładem kraju afrykańskiego, który rozwija się bez ingerencji i większych wpływów krajów trzecich.
Mało kto wie, że pierwszym krajem, który oficjalnie przyjął chrześcijaństwo była Armenia, ale jeszcze mniej osób wie, ze kolejnym była Etiopia. Przyjęła chrześcijaństwo w czasie, kiedy w Europie rządziło jeszcze wielobóstwo, a Chrześcijanie byli traktowani, jako groźna sekta.
Bieda.
Bieda w Afryce to coś zupełnie inego, niż ubóstwo w Polsce, niedostatek, czy życie poniżej progu ubóstwa. Tamtejsza bieda potrafi złamać moralny kręgosłup nawet największych liberałów, czy innych zwolenników podejścia pt. "każdy jest kowalem własnego losu". Tamtejsza bieda oznacza dosłownie nieposiadanie niczego, nieposiadanie pieniędzy, nieposiadanie jedzenia, nieposiadanie ubrania i co gorsza, często nieposiadanie narzędzi do zarobienia na choć jeden posiłek dziennie. Idąc ulicą Gondaru zobaczyć można kobiety, które posiadają palenisko i patelnię. To są ich narzędzia do zarabiania pieniędzy. Codziennie na kredyt biorą ze sklepiku tef (rodzaj zboża, z którego wyrabia się mąkę) i trochę oleju i smażą przy użyciu tych narzędzi injirę - powszechny tam placek, podstawa etiopskiej diety. Sprzedają ją, regulują koszty zakupu, a z tego, co im zostanie karmią rodzinę. Same często bez butów, w ubraniach, których u nas nikt by nawet jako szmatę do podłogi nie użył. Tak spędzają całe dnie. To są ludzie, którzy coś mają, coś posiadają, wprawdzie są biedni, ale ta bieda nie pozbawia ich resztek godnosci, pozwala im wciąż pracować, zarabiać, utrzymać przy życiu rodzinę i siebie, sprawia, że czują się potrzebni.
Są jednak i tacy, którzy tego nie mają. To ludzie, którzy często nas zaczepiają chodząc w łachmanach, bez butów, których wieczorami można zobaczyć leżących na ulicach, pod mostami, w bramach. Ich żebractwo jest często jedynym pomysłem na prztrwanie. Nie zawsze dlatego, że im się nie chce, nie dlatego, że nie mogliby wymyśleć inego sposobu na życie, ale dlatego, że bycie poza nawiasem społecznym, bycie nikim, osobą bez dokumentów, bez numeru, bycie cieniem, bycie osobą, której nikt nie potrzebuje, a spotykając się na co dzień jedynie z odrzuceniem, brakiem akceptacji powoduje, że nie są w końcu w stanie wymyśleć czegokolwiek, co wyciągnęłoby ich z tej spirali nędzy. Ludzie tacy, to chodzący zombi, nie odzywają się, podchodzą z wyciągnietą reką, bez słów postoją chwilę i odchodzą. Nie ma w nich niczego zakamuflowanego, nie można doszukać się manipulacji w postaci trzymanego na plecach umierającego dziecka, które miałoby wzbudzic litość, nie pokazują niegojących się ran, gangren, uciętych członków, by wywołać poczucie winy i wyrzuty sumienia. Nie stać ich na wymyślanie tych żebrackich sztuczek, które znamy z naszych ulic. Często nawet nie podchodzą, po prostu siedzą, czekają, nie myślac o niczym, często żeby ich zobaczyć trzeba do nich podejść. Jeszcze gorzej, gdy okazuje się, ze nie są sami, że są to całe rodziny z dziećmi, które wałęsając się po ulicach są przez nie wychowywane. Niekiedy właśnie to one są ,,żywicielami" całych rodzin, bo to im uda się wykrzesać resztki energii by znaleźć coś na śmietniku, by wprost poprosić o jedzenie, czasem cos ukraść.
Nieco inna jest bieda na wioskach, mniej dramatyczna, bardziej stabilna, długotrwała, osiadła. Wchodząc do takiej wioski jestem od razu oblepiony szczęśliwymi dzieciakami, dla których stanowię nie lada atrakcję. Ci bosonodzy "piłkarze" nagle porzucają grę "w piłkę" piłką zrobioną z kilku starych reklamówek związanych kawałkiem sznurka i biegną w nadzieji, że zrobię im zdjęcie. Nie proszą o cukierki, o prezenty, czy pieniądze. Chcą pojawić się na ekranie mojego aparatu. Nie maja świadomości swojej biedy, nie skarżą się na nią, ona ich nie unieszczęśliwia, jest czymś naturalnym, jest częścią ich życia. Bo przecież nigdy nie byli w mieście, nie widzieli, że można mieć coś wiecej, nie znają uczucia posiadania. To właśnie różni tych ludzi z głębokich górskich wiosek od miejskiej biedoty. Zupełna nieznajomość uczucia posiadania, bycia właścicielem czegoś, czegoś na stałę. Owszem, jest słomiana chata, w której mieszka kilkanaście osób, w tej chacie jest kilka drewnianych pryczy, no i każda rodzina ma garnek. Czy to wystarczy, by wyzwolić w ludziach poczucie własności? A może to my jesteśmy zakładnikami własności… Może to świadomość i chęć posiadania, a zwłaszcza posiadania coraz więcej przy jednoczesnej niemożności sprostania temu marzeniu powoduje tę dysproporcję w poczuciu szczęścia pomiędzy nami, posiadaczami, a nimi, nieposiadaczami…
W końcu podchodzi matka z dzieckiem. Pokazuje mi ranę na nodze berbecia, ranę nieopatrzoną, kilkudniową, pokazuje na nią tłumaczac coś po amharsku. Nic nie rozumiem, ale domyślam się, że prosi o pomoc na lekarstwa. To kolejna rzecz, która co bardziej wnikliwemu obserwatorowi rzuci się w oczy - tu nie prosi się, by coś dostać, tu prośby są celowe, jak ta, konkretna, o ratowanie zdrowia swojego dziecka. Proszę o możliwość wizyty w chacie, za którą to płacę z myślą pomocy dzieciakowi. Reszta tłoczy się dookoła, przyglądajac się całemu zdarzeniu. co dziwne, nie pytają o pieniądze. Są po prostu zainteresowani, bo nie rozumieją, dlaczego właśnie tu dotarł jakiś zbłąkany biały człowiek, po co, czego szuka…
Bieda na wsi jest głęboko ascetyczna, nie demoralizuje, skłania do ciężkiej pracy, jest równa, jednakowa dla wszystkich. Nie ma tu nierówności społecznych, nie ma tych, którym się przelewa i epatują swoim "bogactwem" na innych. Tu bieda ma tradycje wieloletnie, jest częścią życia. Jeśli jest urodzaj, wszyscy przeżyją do następnych żniw, jeśli nieurodzaj - wszyscy będą głodować i pewnie nie wszyscy przetrwają. Co innego w mieście. To tę iedę znamy na co dzień. Często ma ona charakter demoralizujący, patologiczny, dynamiczny. Tu często biedny to również ten, który nie tylko jest tego świadomy, ale też ten, który szuka winnego swojej biedy. I skoro znajduje, to umoralnia środki walki ze swoją codziennością, uzurpuje sobie prawo do wymierzania dziejowej sprawiedliwości. Zwykle są chłopaki, którzy wiedzac, że nieskuteczny aparat Panstwa nie jest w stanie ich zdyscyplinować, podejmują próby drobnych kradzieży, naciągactwa i innych występków. To drobni handlarze próbujący na każdym kroku coś wcisnąć, oszukać, naciągnąć, sprzedawcy czatu, czy inni naciągacze. Ci są chyba najbardziej nieszczęśliwi w swoim losie, bo z jednej strony widzą pokusy bogactwa, widzą tych bogatych obnoszących się drogimi ubraniami, jeżdzących luksusowymi samochodami, z drugej jednak wiedzą, że nigdy nie osiągną choć namiastki tego widoku. Zostali zarażeni wirusem chęci posiadania, wirusem nieuleczalnym, wirusem, który od tej pory będzie trawił ich i ich dzieci, wnuków i każde kolejne pokolenie, aż do momentu, kiedy któreś z nich przypadkiem lub rozmyślnie nie zrozumie, że nie ma przed nim ucieczki, a jedyne co mogą zrobić, to edukacją i ciężką pracą przełamać krąg nędznej matni…
Bieda azjatycka natomiast ma niekiedy swoje odzwierciedlenie w religii, może nawet szerzej, w kształtowaniu postaw życiowych. Wystarczy spojrzeć na mnichów tybetańskich, których szkieletem w codziennym przebiegu dnia jest dieta, kontemplacja, asceza i tkwienie w najprostszej czystości. Ten tryb życia, który wywiera większy lub mniejszy wpływ na lokalną społeczność ma swoje korzenie właśnie w surowym klimacie oraz w szacunku do wszystkiego, czym obdarzyła tamtejszych matka natura. A, jako że matka natura w najwyższych górach świata nie była zbyt łaskawa, więc należało się cieszyć tym, co się miało i co, dzięki ciężkiej pracy, udało się wydrzeć przyrodzie. Tamtejsze niedostatki są przyczyną uszlachetnienia postaw życiowych. Tam ,,nie mieć" zwykle oznacza również być lepszym człowiekiem. A, ponieważ również tam nie ma, a przynajmniej dotychczas niewielu było ludzi majętnych, więc i nie wykształcił się ciąg do posiadania. Sprzyjało to ugruntowaniu szlachetnych postaw życiowych , szacunku do ciężkiej pracy, radości z rzeczy niewymiernych. Patrząc na ubogich Szerpów można odnieść wrażenie, że szydzą z nas swoim ascetycznym życiem, wykpiwają nasz materialistyczny sposób myślenia, nasze wartości. Wydaje się, jakby już dawno zrozumieli, że nie w posiadaniu należy szukać szczęśliwości, a bieda, czy raczej ubóstwo może być ku temu dobrym narzędziem. To być może dlatego jednym z krajów uważanym za najszczęsliwszy jest zamknięty, himalajski Bhutan, a mieszkańcy najbogatszego na świecie Kataru wg tzw. HPI (Happy Planet Index) sklasyfikowani są, jako jedni z najnieszcześliwszych ludzi na ziemii…
Lalibela.
Wioska w środkowo-północnej cześci kraju pełni podobną rolę, jak u nas Częstochowa. Jest miejscem pielgrzymek, zwłaszcza w okresie Bożego Narodzenia. Pielgrzymi ci niczym nie różnią sie od tych biblijnych - wyposażeni w płachtę służącą za odzienie, ochronę przed słońcem, oraz okryciem w nocy, dodatkowo w kij wędrowny, na którym niosą często zawiniątko, czyli garnek, czasemtrochę zboża, ryż, kawałek chleba, a drugiej ręce kanister na wodę, choć to raczej rzadkość.
Pielgrzymi Ci koczują na trawie i wśród buszu rozciągającego się na zboczach wzgórz otaczających kościoły Lalibeli. Obraz ten nabiera wymiary mistycznego, zwłaszcza, kiedy przeplata sie widok codziennych czynności, jak gotowanie strawy, przygotowywanie jedzienia z modlitwami, które przez cały ten czas towarzyszą przybyszom. Czasami błonia te przmierza ten lub ów ksiądz błogosławiąc czekających na to pielgrzymów.
Nie trzeba oglądać filmowych projekcji, ani wczytywać sie w literaturę traktującą o wyglądzie takiego świąta sprzed tysięcy lat, wystarczy znaleźć się w takim miejscu. Gdyby nie plastikowe talerze i kanistry na wodę nie sposób byłoby stwierdzić epoki, w jakiej się właśnie znaleźliśmy...
Wyjątkowość Lalibeli to nie tylko miejsce kultu, ale i jedyne tego rodzaju na świecie kościoły wydrążone w skale. Jest ich 13, a ich niesamowitość polega na tym, że zostały wydrążone "w dół" góry tak, że ich dachy stanowi powierzchnia góry. Większość kościołów to monolit, co oznacza, że wszystkie ściany zewnętrzne, wewnętrzne i cały ich wystrój (ornamenty, gzymsy, ) stanowi jedna i ta sama skała, która jest częścią góry, w której kościoły zostały wyżłobione.
To w etiopii znajdziecie jedyne w Afryce zamki, jak np. zamek w Gondarze, który wyglądem przypomina nasze warownie średniowieczne. Wszystkie ludy afrykańskie mimo swojej kultury, mało kiedy pozostawiały po sobie wartości architektoniczne, jak to ma właśnie miejsce tam. Oczywiście nie mówię tu o Afryce Północnej, bo ta była pod wpływem innych kultur.
Rola.
W Etiopii jest znakomity klimat na większości obszarów, gleby - wymarzone. Dwa-trzy okresy wegetacji, a mimo to wciąż są problemy z zapewnieniem dostatecznej ilości żywności. Jednak wystarczy przejechać się po kraju - nigdzie ani jednej maszyny rolniczej. Wszędzie praca ręczna - sierpami oraz orka wołami - jak na obrazach dziewietnastowiecznych malarzy polskich...
Chat.
To listki z niewielkiego krzaczka, którego uprawa jaest w Etiopii zupełnie legalna. Listki te żuje się, aż do wyssania wszystkich soczków, a poniewaz jest to dość gorzkawa roślinka często dożuwa sie jeszcze orzeszki ziemne. Działa wg mnie jak kawa, natomiast podobno ma działanie zbliżone do marihuany, czy innych lekkich narkotyków. Jest traktowany niemal jak picie kawy u nas...;-)
I tak dochodzimy do kawy, która tu ma wyjątkowy smak. Ten smak to pewnie mieszanka oryginalności przyrządzania i całym blihtrem, jaki temu towarzyszy, miejsca, w którym te kawę sie konsumuje i samej kawy, jej świeżości i aromatu.
Nie będe się rozwodził nad faktem pochodzenia kawy z prowincji Keffa, ale wystarczy przejść się po ulicach Etiopskich miast, zawitać do niejednej restauracji i od razy można poczuć, że do jedzenia jest tam niezastąpiona injira, a do picia kawa;-)
Injira, to placek z wyglądu jak duży naleśnik zrobiony z mąki z rośliny teff, w smaku raczej kwaskowaty. Kładzie się na niego cokolwiek i wszystko, w ależności co tam akurat się gospodarzowi ostało...no i wsuwa się, oczywiście ręką, ale tak by być dokładnie upapranym podczas tego jedzenia. Jak ktos nie nie ubabra, nie cieknie mu jakiś sos przez nadgarstki do łokci, znaczy, że albo mu nie smakuje, albo sam nie wiem, co...





Jezioro Tana - źródło Nilu Błękitnego, koło Bahir Dar - północna Etiopia

pora sucha - więc tak se...




Rolnicy orają, ale jest problem a koniami

