top of page

Chitwan - w Nepalu też jest dżungla...

Jungle walk - 12godzinny marsz przez dżungle w 40stopniowym upale. Dopływamy pirogą do miejsca, z którego zaczyna sie nasza trasa.

6 osób plus dwóch przewodników - młodych chłopaków dorabiających sobie wykorzystując swoją unikalna wiedzę o tym terenie.

Zanim wejdziemy do lasu, zostajemy w telegraficznym skrócie poinstruowani, jak należy się zachować w razie "wu".

I tak, jeśli przykładowo nosorożec przepuści szarżę na nas należy a) uciekać na drzewo,

b) jeśli nie ma małego drzewa, na które możnaby z łatwością wejść, należy chować się za drzewem licząc na to, że ten nie dosięgnie nas ze względu na małą zwrotność,

c) jeśli nie ma w ogóle drzew - uciekamy gzygzakiem;-)

Jeśli natomiast spotkamy niedźwiedzia należy robić jak najwięcej hałasu, machać, czym się da i zrzucić plecak tak, by swe zainteresowanie skierował nań a nie na nas. Bywa, że te zabiegi nie skutkują, i niedzwiadek nie odchodzi, a wręcz przeciwnie i czujemy, że ostateczną rzeczą jest konfrontacja. Należy wtedy wziąć w rękę kij lub kamień i próbować uderzyć misia prosto w nos. To jedyny, skuteczny sposób na odstraszenie tego stosunkowo niewielkiego, ale zawsze niedźwiadka. Podobno sposób ten zwykle pomaga...

Może sie również zdarzyć, że będziemy mieli szczęście i uda nam się spotkać tygrysa. Wtedy jednak należy po prostu stanąć nieruchomo i przez cały czas trzymać kontakt wzrokowy z kotkiem. Planowo powinno mu sie to znudzić i powinien sobie pójść. Jeśli natomiast plan nie zadziała, nie ma na tę okoliczność alternatywnej rady...

Kobry królewskiej i pytona tygrysiego raczej podczas dnia nie powinnismy spotkać, więc nie ma się co martwić na zapas.

Należy również unikać dzikich słoni, ale tu nie ma jednoznacznej rady, co zrobić, kiedy spotkanie z nimi niestety nie ma charakteru planowego. Raczej należy nic nie robić i delikatnie próbować się oddalać nie wywierając wrażenia ucieczki... Co w przypadku kiedy słoń zdecydowanie zechce pokazać nam, gdzie raki zimują - nie wiadomo...

O krokodylach nikt nie wspominał, no bo co tam komu może zrobić krokodyl, skoro nie planujemy kąpieli, czy korzystania w inny sposób z akwenów wodnych.

Tak uzbrojeni w podstawową wiedzę ruszyliśmy w las. Nasi przewodnicy chyba z przyzwyczajenia wzięli ze sobą do obrony kijek, który raczej służył do podpierania się niż mógłby stanowić o poczuciu naszego bezpieczeństwa.

 

bottom of page